Patryk Nowodworski

CREW

Poruszaliśmy się całkowicie bezszelestnie, jak byśmy byli duchami.

Rzeczywiście, za rzeczonymi białymi zresztą drzwiami, kopulowała ze sobą pewna para.

Młoda kobieta, no może koło trzydziestki, siedziała okrakiem na biodrach leżącego pod nią mężczyzny. Kołdra ciepnięta obok nich, sugerowała postronnemu widzowi, że było im aż nadto gorąco. Dziewczyna dłońmi opierała się o pierś wspomnianego mężczyzny, pozwalając by jego kilkunastocentymetrowy mięsień, rozchylając purpurowe zasłony, wchodził w nią, po samą nasadę. Wtedy kobieta unosiła lekko swoje biodra, wysuwając z siebie penisa aż do żołędzi, by za ułamek sekundy „połknąć” go z powrotem.

Każdemu takiemu ruchowi, towarzyszył charakterystyczny klaps ciała o ciało.

Facet leżący pod nią, dłońmi miętolił jej biust, stękając przy tym w rytm jej ruchów. Nagle kobieta znacznie przyspieszyła tempo, poruszając się coraz szybciej. Kochająca się para zaczęła się namiętnie całować, lecz im bliżej końca się znajdowali, tym te pocałunki były mniej intensywne.

W końcu doszli. Mężczyzna skończył w środku swojej kobiety, na co ona specjalnie nie zareagowała. Kiedy już odsapnęli, dziewczyna uklękła nad nim. Jego sflaczały już organ klapnął mu o pod brzusze, natomiast z purpurowych zasłon wyleciała dość spora ilość, życiodajnej bieli, spadając prosto na biodra mężczyzny.

Następnie, seksowna kobieta położyła się obok niego.

Przed nami, na drewnianym łóżku leżało dwoje, spoconych przedstawicieli rasy ludzkiej, którzy kompletnie nie zdawali sobie sprawy z naszej obecności.

Wtedy Amelia, wyskoczyła z ciemności i wskoczyła na gołego faceta. Napadnięty był owym faktem tak zaskoczony, że w ogóle nie zareagował, pozwalając wbić sobie w szyję, dwa kły.                                                                   

- Jezu!! – Krzyknęła dziewczyna. – Uciek… agrr – Reszty nie zdążyła wypowiedzieć, ponieważ wampirka, swymi szponami rozpruła jej gardło.

Pięć sekund później, padła martwa tuż obok ssącej jej męża, Amelii.

Nie krwawiła za mocno, jednak rozszarpana krtań, skutecznie uniemożliwiła dostanie się tlenu do jej płuc. Leżała teraz na wznak. Głowa dziewczyny była oparta o poduszkę i skierowana w moją stronę. Na mnie patrzyły, szkliste, co oznacza, że martwe, błękitne oczy.     

Dziwny widok. Goła kobieta, której ciało już nie mogło podniecać, ponieważ w powietrzu unosiła się świadomość jej zgonu. Obok klęcząca na łóżku Amelia, która łapczywie wysysała krew z szyi mężczyzny. Jego ciało wyglądało już znacznie inaczej. Pomarszczone i wyschnięte, widać było, że moja towarzyszka właściwie już zakończyła ucztę. Gdy skończyła, podniosła do góry głowę i spojrzała w moją stronę. Z jej kłów spływała resztka, wyssanej przed chwilą, krwi. W jej oczach zauważyłem jakiś demoniczny zew. Zupełnie jakby wołała mnie do siebie. Ja jednak nie mogłem ruszyć się z miejsca. Nie wiem, co się ze mną działo. Niby byłem paskudnie głodny, ale zamiast rzucić się do wystawionej na mą pastwę szyję dziewczyny, ja stałem i zastanawiałem się.

Nad czym?

No właśnie, nad czym? Przecież przeszedłem już swoją przemianę? Nie powinienem czuć niczego innego, poza krwiożerczym pędem do zabijania. Zamiast tego, stałem i zastanawiałem się, czy ktoś nas przypadkiem nie usłyszał? W końcu była wczesna, ranna godzina.

Amelia powoli wstała i podeszła do mnie. Stanęła bardzo blisko mnie i popatrzyła mi głęboko w oczy. Wtedy się przestraszyłem. Zamiast swoich zwyczajnych, miała inne, całe białe.

Wzajemne mierzenie się wzrokiem trwało przynajmniej kilka sekund, po minięciu, których Amelia wyszła przez drzwi, którymi weszliśmy do tegoż pomieszczenia. Kiedy zostałem sam, nogi zaczęły mi się trząść, a kolana poczułem jakbym miał z waty. Nim się otrząsnąłem, do pokoju wbiegła zapłakana, około pięcioletnia mała dziewczynka, która podbiegła do nieżyjącej kobiety i szarpiąc ją za ramię, krzyczała:

- Mamusiu! Mamusiu! Obudź się, jakaś pani jest u Malwinki w pokoju i wyciągnęła ją z łóżeczka! Mamo! – Cały czas szarpała ją za ramię, w trakcie, czego, jedynie jej luźna głowa przekręcała się z lewej na prawą stronę i z powrotem. – Mamo, dlaczego się do mnie nie odzywasz? Mamo!! – Krzyczała malutka, a z oczu jej przerażonych, zaczęły tryskać łzy.

W tym momencie do pokoju weszła Amelia z malutkim dzieckiem na rękach.

Niemowlak ubrany był w fikuśny śpioszek, z wyhaftowaną na piersiach, piękną i czerwoną różą. Rzuciła mi go na ręce i doskoczyła do szlochającej dziewczynki. Jednym ruchem obydwóch rąk skręciła jej kark. Martwe, małe ciałko upadło na zwłoki swojej mamy w ten sposób, że razem z nią, patrzyło w moją stronę.

Natychmiast odwróciłem od nich swój wzrok i spojrzałem na małego człowieczka, którego trzymałem w dłoniach. Okazało się, iż ten maluch, który miał może z kilkanaście miesięcy, jest już bezwartościową kupką młodego mięsa. Wtedy nie wytrzymałem. Nogi się pode mną ugięły, po czym klapnąłem tyłkiem na podłogę.

- Boże! – Złapałem się dłońmi za głowę. – Boże! Co myśmy właściwie zrobili? – Zebrało mi się na płacz, lub nawet na szloch. – Cóż żeśmy najlepszego zrobili?

Na moich oczach, przed chwilą dokonała się niewyobrażalna zbrodnia.

Gdybym był człowiekiem, to, co bym sobie o czymś takim pomyślał?

Czy dla takich zwyrodnialców żądałbym najsurowszej kary?

Czy próbowałbym jednak znaleźć jakieś okoliczności łagodzące?

Przecież przed momentem zamordowaliśmy czworo niewinnych ludzi. Co w zasadzie teraz zacząłem odczuwać? Strach przed wymiarem sprawiedliwości? Żal z tytułu zbrodni?

Dlaczego czułem się aż tak paskudnie?

- A czy oni są od nas dużo lepsi? – Zapytała się mnie Amelia, kiedy odzyskała już swoje oczy. – Czy rasa ludzka jest taką dobrą? Zapomniałeś, o tym, że ludzkość od zarania dziejów ciągle z mniejszą lub większą zapalczywością prowadzi wojny? Nie pamiętasz już o tym, że nie było, nie ma na ziemi ani jednej, wolnej sekundy w czasie, której ktoś by nie zginął?

Ktoś by kogoś nie zamordował? Nasze poczynania są jedynie kroplą w morzu krwi, które ludzkość sama sobie powiększa. Zapamiętaj sobie raz na zawsze, my jesteśmy tylko i aż, ich odbiciem. Ludzkie obawy, strach przed nami i obawy, śmiało możemy przełożyć na naszą stronę. My wampiry, również mamy się, kogo bać. Na nas też polują.

- A kto był pierwszy? Kto pierwszy pojawił się na tej planecie? – Spytałem.

- Tak naprawdę tego nikt nie wie. – Odpowiedziała. – Chodzą słuchy i przypuszczenia, że zostaliśmy stworzeni w jednakowym czasie.

- Przecież to jawna ironia Stwórcy. – Odparłem.

- Ależ On jest taki od samego początku

Od 2 do 10000 znaków